Nie jesteś zalogowany na forum.
Strony: Poprzednia 1 2 3
MG = Matthias Sallem, Darius Farrell, Camilia Pavetti, Dominic La Volppe
Ciężko było stwierdzić, czy Dominic faktycznie był taki jak go sobie w głowie przedstawiała Chloe, jednak sam nie wydawał się dostrzegać jej dziwnej niechęci, albo po prostu nie pokazywał tego po sobie, bezczelnie się uśmiechając. Matthias nie był też dobry w czytaniu ludzkich emocji, toteż mógł tylko się przyglądać.
-Proszę wybaczyć, ale śmiem twierdzić, że nikt tutaj nie zna się bardziej na demonologii, poza wiedzą aby rąbać stwory, aż padną. To zawsze była domena Legionu, ale… sytuacja się skomplikowała. Robimy co możemy. Może dlatego wyraziłem swój entuzjazm pani obecnością…
-I jej oczami.
Wtrącił cicho Sallem, może niesłyszalnie.
Zaraz zaś dziewczyna zalała Dominica pytaniami, a jego wyraz twarzy wydawał się wyrażać rosnące zaskoczenie i lekką dezorientację.
-Hola, hola… pokolei.- Zakręcił wąs wokół palca w zastanowieniu. -Odpowiadając może na część pytań, miasto jakiś czas temu przeszło przez wielką ewakuację, armia próbowała wyprowadzić kogo mogła. Niestety, mówimy o tej wyższej klasie i średniozamożnej. W biedniejszej części Sallem wciąż jest wiele rodzin lub samotników, ale nie brałbym tego za wyjątek, w każdej dzielnicy miasta znajdą się tacy, co odmówili ucieczki, z sobie znanych pobudek Zapewne ukrywają się w swoich domach…- Właściwie potwierdzało to słowa ojca Connora w drodze do miasta. -...jeśli chodzi o charłaki… nie wiemy czym są, wiemy tylko tyle, że zostały tu sprowadzone najpewniej przez jakiegoś silnego demona. Nie mają swojej wylęgarni, a jeśli tak, to najpewniej kryją się w kanałach za dnia, a nocą wychodzą na żer. Tropią żywych jak drapieżnicy. Jedyne co możemy to zabijać ilu zdołamy…
-Ale to walka z wiatrakami, one się nie kończą…
Wzruszył ramionami nasz drogi Arcyksiąże. Zaraz dostrzegli Camile w towarzystwie Dariusa.
-Premier wzywa do siebie. Ciebie też, Dominicu.
Rzucił Farrell.
Nie minęła chwila, aż znaleźli się we wnętrzu pałacyku, który zawalony został przez graty i uzbrojenie, a jego szlachetny splendor został przyćmiony przez wojskowy ton. Chloe i Matthias weszli w towarzystwie Camilii, Dariusa oraz Dominica do dawnej jadalni, gdzie też był owalny stół, a na nim liczne mapy i dokumenty. Z kolei przy oknie stał siwowłosy mężczyzna, w przepięknym granatowym mundurze o złotych zdobieniach, w prawej dłoni trzymając papierosa, zaś lewą zakładając na plecy. Aż ów mężczyzna odwrócił się w ich stronę, z gęsto brodatym licem i podkrążonymi zielonymi oczyma. Jego twarz nosiła na sobie znamiona czasu w postaci zmarszczek, które dodawały mu powagi i doświadczenia. Był to właśnie premier Allanoru, druga najważniejsza osoba w prowincji, choć niejednej pokłóciłby się, czy aby nie pierwsza.
Jegomość zgasił papierosa o popielniczkę i przyłożył do piersi dłoń, aby wykonać subtelny ukłon w kierunku Matthiasa.
-Arcyksiąże Matthias Adalbert von der Sallem… cieszę się, że przetrwałeś, choć widok twych obrażeń kala serce.- Wyprostował się. -Nigdy nie mieliśmy okazji poznać się osobiście, Constantin de Vez. Znałem za to dobrze pańskiego ojca, arcyksięcia Adalberta… poczciwy, sumienny, mąż stanu. To już będzie kilka lat, odkąd…
Dodał zaraz, z kolei sam Matthias zamyślił się, opuszczając wcześniej splecione ręce.
-Na jego szczęście, nie dożył tego bałaganu. Premierze, moje przybycie tutaj nie jest kwestią przypadku, tak całkiem. Staram się znaleźć rozwiązanie.
-Jak my wszyscy.
Odparł premier.
-Gdzie królowa…?
-Jaśnie Oświecona nie mogła narażać swojego życia, z tego powodu jestem tu z Jej pełnej jurysdykcji. Niejako, jestem tutaj obecnie głosem Korony.- Wyjaśnił, zaraz zerkając na Chloe. -Doszły mnie słuchy, że przybyła też okultystka…
Offline
Patrzyła na Dominica spokojnie i oceniająco, słuchając jego odpowiedzi. Cały ten entuzjazm, o którym zresztą mówił, jakoś nie mógł się jej udzielić. Może dlatego, że zbyt wiele razy przyszło jej się rozczarować tego typu podejściem.
— Nie chwal dnia przed zachodem — odparła, w głowie dodając, że jeszcze nic tu nie zrobiła. Tak po prawdzie, to dopiero planowała, w co najpierw włożyć ręce, a żadna z opcji nie była zachęcająca.
Uwagi Sallema nie usłyszała, albo nie chciała usłyszeć. Natomiast zmiany na twarzy Dominica były wręcz satysfakcjonujące. Trochę rzeczywiście liczyła na odpowiedzi, ale poniekąd była też ciekawa, w którym miejscu zabraknie mu słów.
Zerknęła w stronę wystających na tle nieba iglic dachowych. Odmowa ucieczki w takich okolicznościach wydawała się szaleństwem, ale poniekąd rozumiała to szaleństwo. I to wcale nie przez wzgląd na ubóstwo.
— Są smutną historią... — odparła tylko w kwestii charłaków, tonem, który sugerował, że nic tu dodać, nic ująć.
Przeniosła wzrok na Camilę, a zaraz kątem oka zerknęła na Dominica. Wyglądał na przypadkowego żołdaka, ale może się pomyliła. W każdym razie, ruszyli do premiera.
Pomieszczenie wyglądało tak, jak się tego spodziewała, cały pałacyk tak wyglądał. Elegancja przytłoczona wieloma potrzebami chwili, z czego większość była bronią. Ale surowy klimat został utrzymany, a może nawet podbity.
Nigdy nie miała okazji poznać premiera Allanoru, toteż zawiesiła na nim zainteresowane spojrzenie. Wyglądał na zmęczonego człowieka, ale zarazem takiego, który nie zamierza się poddawać przed końcem. Nie wtrącała się w oficjalne powitania, słuchając uważnie i zarazem starając się nie przegapić dobrego momentu na przedstawienie się. To jedna z tych rzeczy, za co nienawidziła życia i społeczeństwa. Ale nie musiała się o to martwić.
— Chloe Chatillon. Witam, premierze — odparła i nieznacznie skinęła głową. — Jestem tu, by was wspomóc, rozwiązać problem u źródła. Być może również w walce przeciwko samym charłakom — rzuciła krótko i na temat, spodziewając się, że to drugie zbierze znacznie więcej zainteresowania.
Offline
MG = Matthias Sallem, Darius Farrell, Camilia Pavetti, Dominic La Volppe
Chloe raczej nie śmiała wcześniej sądzić, że będzie stać przed obliczem jednej z najważniejszych osobistości Allanoru, ale z drugiej strony, pracowała dla Arcyksięcia, więc jej prestiż rósł. Może kiedyś nawet sama królowa ją najmie? Matthias poczułby się wielce zazdrosny, w końcu to on ją odkrył.
-Nie ukrywam, że byłaś obserwowana od samego przybycia, staramy się mieć oczy i uszy wszędzie. Cieszę się, że jest wśród nas ktoś obiektywny w stosunku do całej sytuacji. To mi przypomina…- Odwrócił się do Matthiasa. -...że pański ojciec również bardzo obracał się w kręgach okultystycznych. Niedaleko pada jabłko od jabłoni.
Pragnął zauważyć, z kolei Matthias prychnął, jakby wspomnienie o Adelbercie wywołało w nim dziwną myśl, która zakręciła się po głowie, ale postanowił nie podzielić się nią z resztą.
Sam Constantin wydawał się być nieco powściągliwym człowiekiem, zarazem nakazującym zastanowić się dwa razy nad odpowiedzią. Wyglądał jak surowy ojciec, który patrzy na dziecko w sposób oceniający, oczekując jak najlepszych efektów, niekiedy niemożliwych. Z pewnością jednak był osobą, która dużo widziała w życiu, a uwzględniając średnią wieku tutaj zgromadzonych, zapewne doświadczył znacznie więcej, niż oni wszyscy. Należał jednak do starego pokolenia, które na wszystkie doczesne problemy patrzy przez pryzmat przeszłości, niestety nie każde dawniejsze rozwiązanie miało swoje zastosowanie w obecnych warunkach. Mimo to, każdy gwardzista wydawał się słuchać go jak zaklęci, wypatrując każdego sygnału, jakby nawet kiwnięcie palcem było ważnym przekazem dla świata. Matthias z pewnością wyglądał na bardziej zdystansowanego i sceptycznego, może przez wzgląd na swoje wysokie urodzenie, brak munduru lub też specyficzny charakter, który już wcześniej udowodnił, że nie liczy się z nikim i niczym.
-Wracając…- Podjął Sallem, widocznie chcąc ruszyć to co ważne. -...w moim interesie leży zakończenie tego szaleństwa, nie mniej niż w celach, które uświęcają zbrojnemu ramieniu naszej Królowej. Uważam, że powinniśmy połączyć siły.
Dodał po chwili, zwracając na siebie uwagę.
-Oczywiście, Jaśniepanie, lecz chwilowo nie mamy nic, poza żmudną walką…
Odparł premier.
-Dlatego, sprowadziłem tutaj najlepszą i legendarną okultystkę w całym Allanorze.- Przedstawił Chloe, choć może podkoloryzował. Po prostu ona jedyna odpowiedziała na zlecenie. -Przypuszczamy, że wszystko jest związane z… księciem Natalisem.- Powstrzymał się przed nazwaniem go inaczej. -Nie uważam, by był to przypadek. Dygnitarz uprowadził dziedzica tronu, prosto do odludnego dla całej prowincji Sallem, a tu nagle wszystko zaczęło obierać bardzo mroczny kierunek.
Przedstawił swój punkt patrzenia, zaś Camilia spojrzała na Dominica, ten podobnie na nią, z kolei Darius opuścił wzrok, jakby w zamyśle. Constantin zachował jednak spokojny wyraz, jakby nie usłyszał nic nowego.
-To jest nasz główny cel. Raczy wybaczyć, Arcyksiąże, lecz dobro księcia jest priorytetem. Nie mniejszym jednak problemem staje się samo Sallem, gdyby te stwory się rozprzestrzeniły…- Przetarł siwą brodę. -Legion jest tutaj z podobnych pobudek. Z początku sądziliśmy, że chronią porywacza, jako że ten niegdyś służył w ich szeregach, ale z czasem zrozumieliśmy, że też próbują pozyskać księcia…
-”Potężny demon” i charłaki ich nie raczą jako szczytniejszy cel…?
Zapytał z przekąsem Matt.
-Nie wiemy. Legion nigdy nie był polityczną organizacją. Odkąd jednak władzę objął ich nowy lider, Mistrz Basyl La Consier, tak też zaczęli wchodzić nam w drogę.
Wyjaśnił Constantin.
-Podejrzewamy, że Legion też chce przechwycić księcia, jednak ma to głębszy związek z sytuacją w Sallem.
Wtrąciła Camilia, na co Constantin kiwnął głową z potwierdzeniem.
-Upatrują się w księciu jakiejś… dziwnej więzi z tym wszystkim, zważywszy na jego… wyjątkowe zdolności. My chcemy po prostu przywrócić Allanorowi jego fundament. Z tego powodu, Legion nie należy traktować lepiej, niż zwykłych bandytów. Działania Mistrza Legionu nie zostały w żaden sposób skonsultowane z Jaśnie Oświeconą.
Wyjaśnił premier, jednak Matthias nie wydawał się być usatysfakcjonowany. Zrozumiał tyle, że Gwardia Królewska dosyć krótkowzrocznie patrzyła na sprawę, traktując los tronu ponad ogólne demoniczne zagrożenie. W ich oczach nawet sławetny Legion był tym złym, a pobudki organizacji, która we krwi miała zwalczanie wszelakich maszkar, pozostawały nieznane. Czy Mistrz Legionu miał dobre intencje w sprawie Przeklętego Dziecka? Ciężko stwierdzić. Podobnie zagadkowe było pytanie, czy Legion szukał sposobu na opanowanie tego chaosu w Sallem, a po prostu ich cel był sprzeczny z interesem Korony.
-Chloe, jako moja prawa ręka, doradczyni i znawczyni spraw demonicznowszelakich, powiedz co o tym wszystkim sądzisz? Wykluczam odpowiedź: “nie wiem”.
Zapytał Sallem, z wyraźnym uśmiechem na twarzy, jakby już knuł niecne rzeczy.
Offline
Strony: Poprzednia 1 2 3