Nie jesteś zalogowany na forum.
Strony: Poprzednia 1 2 3 Następna
Tak jak myślała, charłak znowu został sparaliżowany porażeniem. To była bardzo dobra wiadomość. Powtarzalność metod była tym, co lubiła, zwłaszcza, kiedy należało uczyć się ich w błyskawicznym tempie. Strzeliła bez namysłu i dopiero po tym do jej bardziej świadomych myśli zdołały dotrzeć biski pełne bólu. Kto by przypuszczał, że coś takiego może w ogóle czuć. Wcześniej wydawały się niczym nie przejmować. To było wręcz dziwne.
Pocisk jednak podziałał, łeb charłaka bryznął wnętrznościami na bruk tuż przed tym, jak jego ciało osunęło się w konwulsiach. Cofnęła się o krok, wodząc wzrokiem po czarnej mazi, jaka rozlała się po bruku, wsiąkała w ziemię. Wkrótce cały stwór zaczął się w nią zamieniać, jakby był niczym więcej niż dziełem jakiejś plugawej magii.
Spojrzała na ostrze w swoim ręku i zwolniła czerwony przycisk. Zgodnie z oczekiwaniem, prąd przestał płynąć przez klingę, ale i tak nie miała ochoty jej dotykać.
Rzuciła okiem w stronę wylotu ulicy, kiedy kolejna nagląca myśl zjawiła się w głowie. Słuszna zresztą, musiała znaleźć Matthiasa. Zabezpieczyła i schowała pistolet na miejsce, chwyciła miecz trochę inaczej, od drugiej strony, żeby przypadkiem nie wcisnąć włącznika i ruszyła biegiem w wzdłuż ulicy. Wyglądało to na jedną z głównych dróg, więc powinna doprowadzić ją do głównego placu. Albo czegokolwiek głównego.
Offline
ROZDZIAŁ II: WITAMY W CZYŚĆCU!
Sallem - Centrum
MG = …
Trasa nie była specjalnie skomplikowana, główna droga była szeroka i nie zbaczała z prostego układu. Co innego jednak tyczyło się przeszkód, jak rozbite o siebie pojazdy, wywrócone stragany, niekiedy zburzone kamienice. Do tego ciała, ludzi w różnym wieku, odzianych całkiem zwyczajnie. Zupełnie jakby przez miasto przeszła pożoga wojny, niezwykle krwawej. Pytanie jak wielu ocalało, a ilu poległo? I czy faktycznie byli tu tacy, którzy wciąż kryli się w swoich domach, za zabitymi drzwiami i przy zgaszonym świetle? To było w tym wszystkim najbardziej przerażające.
W końcu jednak Chloe dotarła do przestrzennego placu, w centrum którego stała fontanna, lecz już pozbawiona wody. Cały plac tworzył coś w rodzaju czterokątu, a największym gmachem był ratusz, dosyć stary, może jeszcze z zeszłego wieku.
-Witamy, witamy…! Czy mnie dobrze słychać…?!- Rozbrzmiał męski głos z wysokiego radia w pobliżu ratusza. -HAAALOOOO?!- Padł znowu, a zaraz do uszu Chloe dotarł warkot i pisk dziesiątek poczwar, odbijających się od labiryntu kamienic. Niestety, robiły się coraz głośniejsze i bliższe. -Chyba jednak mnie słychać…- Rozbrzmiał doniośle, a chwilę później nad placem zaczęły wznosić się charłaki, zupełnie jak chmara nietoperzy, które zwabił ten jazgot z głośników. Dziewczyna po chwili zdała sobie sprawę, że te też zaczęły wypełzać z uliczek na główny plac, jak ćmy do światła. -Oho, tego się nie spodziewałem…- Dodał już zwykłym unoszącym się w przestrzeni głosem, a jeśli Chloe skierowała wzrok na balkon ratuszu, mogła dostrzec postać szczupłego mężczyzny w zniszczonym fraku, którego roztrzepane brązowe włosy pokrywały jego prawy profil twarzy, skąd dostrzegalne były fragmenty bandaży. Właściwie, jeśli dobrze skupić wzrok, białego materiału było dużo więcej, na jego dłoniach, a nawet szyi. Delikatnie opuścił brwi z uśmiechem, a jego czerwonokrwiste oko zwęziło się, skupiając całkiem na postaci czarnowłosej. -Nowa twarz! Witamy w czyśćcu, wspaniałym mieście marzeń! Pragnę się przedstawić, jestem Matthias Sallem!- Rozłożył ręce, całkowicie ignorując to, że cała okolica zmieniała się w jedną wielką zbieraninę potworów. -Em… jeśli masz interes do burmistrza to mam przykrą informację, ale zjedzono go w ostatnim tygodniu.
Przyłożył palec do ust.
Offline
Mijała coraz to kolejne ślady ponurej rzeczywistości, ale niestety rozterki i żałość musiały poczekać na właściwszą porę. Bardzo pomagał fakt, że nikogo tu nie znała. Choć to miejsce było eskalacją nieszczęścia i strachu, to w dalszym ciągu tak po prostu było, ludzie żyli i umierali. Nie przerażał jej widok trupów.
Zatrzymała się gdzieś na początku placu, szybko omiatając wzrokiem otwartą przestrzeń. Nie czuła się z nią zbyt dobrze, jak na widelcu, ale szybko jej uwagę przykuł jegomość na ratuszowym balkonie.
Chloe zmarszczyła brwi, obserwując przez sekundę w zdumieniu tego samobójcę. A kiedy zrozumiała, że to najpewniej człek niespełna rozumu, szybko zniknęła z głównego widoku. Dziewczyna podbiegła do ściany kamienic, by tam skorzystać z częściowej osłony, jaką zapewniało połamane trochę stoisko. Kątem oka dostrzegła nawet kawałki szkła z rozbitych konfitur czy czegoś podobnego. To było niezwykłe. Nawet jeśli leżały tu od dłuższego czasu, to wciąż były śladem po tym jednym dniu, jednej chwili, w której normalna codzienność odeszła do przeszłości.
Delikatnie zmrużyła oczy, patrząc na typa na balkonie, zaraz po zbiegających się charłakach. To wyglądało na szaleństwo, ale jednocześnie na plan, aż nawet wzbudził jej ciekawość. Aż nagle ten zwrócił się do niej, widziała to po jego oczach, mimo odległości. I znowu zmrużyła oczy. Matthias. To dla tego klauna targała się aż tutaj?
Rzuciła okiem po placu napełniającym się potworami.
— Do ciebie mam interes! — prychnęła na jego słowa i zerknęła za siebie w poszukiwaniu otwartej kamienicy. Należało ewakuować się z poziomu gruntu i otwartej przestrzeni, to nie ulegało wątpliwości. Może nawet na dach.
Offline
MG = Matthias Sallem
Dosyć niecodzienny jegomość uważnie obserwował Chloe, która wydawała się odwracać jego uwagę od coraz większej hordy charłaków, które zaczynały się zbierać na placu. Wstępnie nie sądził, że ktokolwiek tutaj zawita, właściwie, była w bardzo nieodpowiednim miejscu o nieodpowiedniej porze.
-Ej, ej, ej, ej, nie ta kamienica, czek… tam, w lewo… tak, idealnie!- Zawołał do niej, kiedy zaczęła szukać sobie schronienia. Ciężko było stwierdzić co miał na myśli, ale ważniejsza była druga kwestia, która uniosła jego brew. -Do mnie…? Oh… Chloe Chatillon! W końcu zjawił się tu ktoś profesjonalny!
Uśmiechnął się i rozłożył szeroko ręce. Dziewczyna mogła jednak już tego nie słyszeć, kiedy charkot diabelskich istot zaczął zagłuszać całą okolicę, a ona sama utonęła w obskurnych głębinach kamienicy, kierując się po klatce schodowej na samą górę, poszukując dachu będącego jej pierwszym pomysłem. W momencie w którym ta zorientowała się, że nad sobą ma już tylko krwiste niebo oraz panoramę okrągłego placu przed ratuszem, same stwory w jego centrum zlewały się w jedną masę. A panicz Sallem? Cóż, ten pomachał jej czymś co przypominało prostokątne pudełeczko z guzikiem. Może coś przyszło na myśl dziewczynie, ale nie miała czasu zbytnio się nad tym rozwodzić, bo potężna seria eksplozji wywołała fale uderzeniową, która zgięła jej kolana, a same struktury kamienicy zawibrowały, gdy jedna ze ścian osunęła się. Wszystko zaczynało stawać w ogniu, gdy sam plac zaczynał wypełniać się kraterami, w których smażyły się te okropne stwory. Niektóre z kamienic były w jeszcze gorszym stanie, zaczynając się walić i burzyć, aż jedna osunęła się na poziomowy budynek, który chwile temu stanowił dla Chloe dobry punkt widokowy. Jedno z kondygnacji niższego poziomu załamało się, obniżając położenie dziewczyny. Wszystko wyglądało bardzo niestabilnie, zwłaszcza z całym tłem dziejącego się wokół niej chaosu.
-PODOBA CI SIĘ?!
Krzyknął Matthias, który wychodząc pomiędzy płomieniami zaczynał atakować ocalałe charłackie jednostki. Dla dziewczyny najbezpieczniej byłoby się ewakuować, nim cała kamienica zawali się w stos gruzów. Może jednak jakaś opatrzność losu nakazała jej zwrócić uwagę na lampę uliczną, która po zawaleniu się piętra kamienicy była znacznie bliżej, lecz nie na wyciągnięcie ręki. Wystarczyłby dobry skok, ale i chwyt, co by się nie zabić…
Offline
Pobiegła prosto w stronę jednego z budynków, część uwagi skupiając na hałasujących za plecami potworach. Miała nadzieję, że żaden nie postanowi nagle jej ścigać, ale za moment dotarły do niej kolejne krzyki dziwnego jegomościa. Nie ta kamienica?
Chloe przez ułamek sekundy zastanawiała się, co ma na myśli, ale postanowiła nie tracić na to czasu i zaufać temu wariatowi. Jakkolwiek szalenie by to nie brzmiało. Nie było tu miejsca na dylematy. Skręciła w lewo, natrafiając na inny budynek, który ten już uważał za odpowiedni. Raczej nie był samobójcą, nie wyglądał na takiego, zatem zrodziła się w niej ciekawość jego planu.
Zniknęła w bramie i potem klatce schodowej, nie próbując rozszyfrowywać kolejnych słów, które chyba nawet nie były skierowane do niej. Miała większe problemy na głowie, na przykład przeżyć.
Stopnie jeden po drugim umykały pod szybkimi krokami, aż stanęła w końcu na dachu. Zamknęła za sobą klapę i zbliżyła się do krawędzi, by zerknąć na plac. To upiorne mrowisko nie wróżyło niczego dobrego. Miała tylko nadzieję, że żaden charłak nie był na tyle sprawny, by wzbić się w powietrze.
Zerknęła na mężczyznę i zmrużyła oczy, dostrzegając coś w jego ręce. Przez moment zastanawiała się, co to może być, a potem zadziały się rzeczy.
Chloe odruchowo cofnęła się i przykucnęła, nakrywając dłońmi uszy, kiedy fala eksplozji pofrunęła przez plac i omiotła jej włosy. Podniosła wzrok na sąsiednie budynki i sam plac. Wzrok, w którym instynktownie urosła groza. Przed chwilą tam właśnie stała, to wszystko mogło ją pogrzebać żywcem pod gruzem. Ta świadomość wydawała się wręcz nierealna. A potem domino położyło się dalej.
Podparła się rękoma o dachówki, szybko rozglądając się za drogą ucieczki z walącego się budynku. Na pewno nie zamierzała wchodzić do środka, ale miała też wątpliwość co do wytrzymałości konstrukcji. Jedno piętro osiadło co prawda miękko, ale kolejne mogły nie być tak przychylne.
— Uduszę go... — prychnęła cicho, ale nie odpowiedziała mu, zamiast tego wyłapując wzrokiem szczyt latarni ulicznej. Czy miała lepsze wyjście?
Odbiła się dłońmi od dachu i pobiegła do samej krawędzi, wybijając się prosto w stronę gotyckich zdobień, które teraz posłużyły za idealne uchwyty. Latarnia zachwiała się, ale stała dalej pionowo, a Chatillon zjechała sprawnie w dół, zaraz dobywając swego elektrycznego ostrza, którym potraktowała najbliższego charłaka.
Offline
MG = Matthias Sallem
Ryzykowna decyzja, jednak okazała się dobra, bo w obliczu całej destrukcji niewiele więcej mogło zapewnić jej bezbolesne zejście do poziomu ulicy. Lampa przetrwała, w przeciwieństwie do kamienicy, która zaczęła walić się jak pozostałe. Sam ratusz przetrwał, bo zapewne nie znajdował się tam żaden ładunek wybuchowy, a jego mury były na tyle grube, by wytrwać każdy kataklizm.
Charłaki trawione ogniem próbowały zbliżyć się pokracznie do Chloe, ale szybko musiały boleśnie doświadczać porażenia. Matthias spostrzegł jej niezwykłe ostrze i wysoką funkcjonalność, najwidoczniej tym oczarowany.
-Można taki gdzieś kupić?
Zapytał głupkowato, strzelając w pysk poczwary, nawet niespecjalnie na nią zerkając. Był niezwykle odporny na stres i strach, bądź po prostu nieobliczalny. Albo to wszystko naraz.
Na ich szczęście nie musieli długo zmagać się z charłakami, bo większość padła od eksplozji, a te poczwary, które były zbyt otumanione, po prostu zaczęły uciekać. Chłopak wplótł palce w roztrzepane brązowe kosmyki i zaczął przeładowywać rewolwer, choć przez bandaże było to nieco trudniejsze.
-Podoba mi się Twoja wytrwałość, a ten skok… ha, nie boisz się ryzykować. Zatrudniłem odpowiednią osobę.- Wyszczerzył się, zaraz wyciągając zabandażowaną dłoń w jej stronę. -Oficjalne powitanie!- Nagle spostrzegł, że bandaże znów zaszły krwią, przez co wycofał rękę. -Ah, psia jego mać, ale wstyd, hahaha.- Zaśmiał się i zakołysał. -Jestem zaskoczony, że tak szybko siebie odnaleźliśmy. Tak swoją drogą, jesteś jedyną okultystką, która odpowiedziała na moje listy. Jesteś samobójczynią, hum?- Przekrzywił głowę, spoglądając na nią z zapytaniem. Ale szybko wydawał się o tym zapomnieć i przejść dalej. -Rozumiem, że moja korespondencja była mało jasna. A więc, zapewne chcesz wiedzieć co dokładnie będziemy robić. Tak więc… uratujemy Sallem! Pozbędziemy się krwawego księżyca!- Wskazał karmazynową łunę na nieboskłonie. -Musisz mieć wiele pytań, prawda…? W takiej sytuacji byłbym zdziwiony, jeślibyś po prostu przytakiwała…
Offline
Siekanie charłaków paraliżującym ostrzem było niemal przyjemne, choć nie miała wiele czasu, by się nad tym rozczulać. Zgrabne obroty i trochę mniej zręczne zamachnięcia bronią, ktòrej nie fo końca jesxcze wyczuła były ciekawą kompozycją, jaką przez chwilę mógł oglądać Mathias.
— U cyganów z Pustkowi — prychnęła na jego głupie pytanie, choć na moment inne zjawiło się w jej głowie. Czy mogło być takich więcej? To teoretycznie prototyp, więc mogła zakładać, że nie.
Zamierzyła się na kolejnego stwora, ale ten zawrócił.
— Ciekawe... — Chloe powoli opuściła broń, a potem zdjęła palec ze spustu wyzwalającego wyładowania elektryczne.
— Niewielkie masz wymagania... — Zerknęła na mężczyznę i zatknęła broń na miejsce przy pasie. Jej wzrok padł na wyciągniętą dłoń i powstrzymał przed odwzajemnieniem gestu. — Ciężki dzień? — zapytała, lekko unosząc brew. A potem ten się rozgadał i musiała wyłuskiwać z tego informacje. Choć całość też takową była. Był to zdecydowanie człek niespełna rozumu. — Samobójcą jeszcze nie... — Zerknęła na niebo spowite ponurymi barwami, na zrujnowane kamienice i ciała charłaków, na jego uśmiechniętą szeroko twarz. — Chcesz uratować Sallem, tak? A niby jakim sposobem, wysadzić je całe? Nie ma miasta, nie ma problemu, jest w tym jakaś logika. — Oparła rękę o biodro. — Ale skoro już tu jestem... Jest tu jakieś miejsce, gdzie możemy spokojnie porozmawiać?.
Offline
MG = Matthias Sallem
Raczej nie miał co liczyć na swój błyskający oręż, ale dobrze że chociaż ona go miała, bo w końcu byli po tej samej stronie, prawda? Prawdopodobnie, nawet jeśli teraz łączyły ich interesy.
Czerwono oko chłopaka spoglądało po niej i po swojej dłoni, którą zamknął w objęciach palców, opuszczając w dół. W końcu przestanie krwawić.
-Ciężki… tydzień. Może dwa. Nie pamiętam nawet kiedy można było się wyspać. Straciłem poczucie czasu.- Odpowiedział i zaśmiał się, jakby to była taka głupia sytuacja, która przecież każdemu się może zdarzyć. Westchnął z uśmiechem, kiedy jednak zapewniła, że samobójczynią nie jest, a przynajmniej jeszcze nie. Podparł własne biodro i popatrzył na nią z jakąś dziwną ulgą. -A więc po prostu jesteś bardzo zdesperowana, by stać się bogatą, całe szczęście.
Odpowiedział, a aprobata była szczera, nawet jeśli nieoczywista z początku.
Matthias zwrócił się zaraz w kierunku zdewastowanego placu i płonących budynków, czy też ciał, pośród których fundamentalnie stał ratusz, jak stary zamek, twierdza nie do obalenia. Lub też…
-”Wieża”. Wspomniałaś o cyganach, więc może zrozumiesz. Jest bardzo źle, Chloe, nie ma co bawić się w sentymenty. Zapewne już wiesz, że miasto to strefa walki wpływów. Każdy chce tutaj ugrać swój kawałek tortu, Sallem to arena, a na arenie liczy się siła i dominacja. Poza tym, przyznaj że widowiskowe.- Uśmiechnął się w jej stronę. -Hm? Ależ rozmawiajmy. W Centrum nie ma bezpiecznej kryjówki, to chyba najbardziej zniszczona dzielnica. Ale może na obecną chwilę też najspokojniejsza, jednak spłonęło właśnie trochę sporo tych stworów.- Odwrócił się do niej. -Oczywiście możemy się pobawić w rozpiskę każdego budynku, dzielnicy, przecznicy, mogę ci też opowiedzieć kto jest kim i jakie ciasto lubię - swoją drogą, z kawałkami owoców - lecz teraz najważniejsze jest to z czym przyjdzie nam się borykać.- Schował rewolwer do kabury. -”Przeklęte Dziecię”. Chciałbym powiedzieć, że to od niego się to wszystko zaczęło, ale niespecjalnie, to po prostu prowodyr kolejnych następstw. Ale chyba coś słyszałaś o kim mowa. Książę Allanoru, Natalis, syn królowej Daisy Allanorskiej. Doprawdy problematyczny życiorys, jak znikasz z takim, to robi się głośno i problematycznie…
Uśmiechnął się.
Offline
Delikatnie uniosła brwi, kiedy odpowiedział bardziej poważnie niż oczekiwała na jej mało poważne pytanie. Nie oczekiwała nawet, że w ogóle na to odpowie, ale zdecydowanie wierzyła, że to nie był łatwy czas. Wręcz przeciwnie, dwa tygodnie brzmiały na krótki okres, spodziewałaby się dłuższego. To nasunęło jej inną myśl. Był stąd i dopiero teraz zaczął działać, dopiero wyszedł z cienia, czy może przyjechał?
— Całe szczęście? — powtórzyła za nim z powątpiewaniem. — Jak tak lubisz najemników, to trzeba było sypnąć lepszym groszem — dodała zaraz, właściwie w poważaniu mając, co dokładnie oferował, bo do tego piła.
Powiodła spojrzeniem za jego oczyma, ale tylko na moment. Ten dziwaczny człowiek był na swój sposób niepokojący, miała wrażenie, że coś z nim jest nie tak.
Wieża.
Rozumiała.
Nowa doza skupienia zabłysnęła w oczach Chloe, kiedy słuchała jego wyjaśnień na tle podsuniętego symbolu. Lubił sobie poopowiadać, to z pewnością, ale miał rację. Z jednym i drugim, bałagan frontu nie sprzyjał szpiegowaniu. Swoją drogą, musiała słuchać naprawdę uważnie, bo Matthias najwyraźniej lubił skakać z jednej myśli na drugą. Ciasto owocowe, tak?
— Szuka go sporo ludzi. Jego i porywacza, wystawiono list gończy... — przytaknęła z namysłem. — Ale nawet dziecko królowej nie zrobiłoby takiego szumu wokół siebie. — Niedbale machnęła ręką na pogorzelisko. — Jaką naprawdę ma wartość? — To mogło zabrzmieć bezdusznie, ale nie przejęła się tym zbytnio. Dobrze odzwierciedlało to, co miała na myśli. — Mam dziwne wrażenie, że niekoniecznie chcesz go znaleźć... — dodała, lekko mrużąc ślepia.
Offline
MG = Matthias Sallem
Matthias popatrzył na nią że zdumieniem, by zaraz wybuchnąć śmiechem, jakby rzuciła dobrym dowcipem.
-Lepszym groszem? Przysięgam, będziesz bogata do końca życia.- Wystawił palec w jej stronę, tuż przed nos dziewczyny. -A poza tym, nie potrzebuje byle najemnika, a “okultysty”. No, dobrego. Wszyscy wycofali się, gdy tylko rozeszło się po świecie co naprawdę spotkało Sallem. Liczę, że nie jesteś zwykłym szarlatanem.
Uśmiechnął się i opuścił rękę. O Chloe coś tam usłyszał, w końcu zrobił rozeznanie, a list ją odnalazł. Nie wątpił, a przynajmniej, był ciekaw jej wiedzy. Okultysta powinien chyba wszystko wiedzieć o tych piekielnych rzeczach.
-A tak, tak, porywacz, ten Legionista… jak on tam… Salazar? Sal…Salvar? Mniejsza. Pytanie czemu go porwał. A bo temu, po co i Legion go chce. Podobno ten dzieciak ma jakiś dar…- Zerknął na nią. Chyba powinien ją wtajemniczyć. -...doszły mnie słuchy, że ma jakieś nadludzkie zdolności, lecz czemu? Nie ma wyjaśnienia, może królowa spłodziła go z samym Belzebubem.- Wzruszył ramionami. -Nie, on sam w sobie niespecjalnie mnie interesuje, a tym bardziej wojna domowa którą wywołał, jednak… skoro wszystko zdaje się kręcić wokół niego, powinniśmy potraktować go jako środek. Sposób na Mefistofelesa. Demona, który sprowadził te wszystkie charłaki i obrócił miasto w ruinę. Jeśli silny potępiony stwór sieje grozę, a dzieciak ma moc, której Legion pragnie, zaś Gwardia chce chronić… to i my powinniśmy ją zdobyć.- Zacisnął pięść i zadziornym uśmieszkiem. -Ale stercząc tu nic nie działamy. Proponuję ruszyć gdziekolwiek.
Podjął jeszcze i ruszył w kierunku szerszej ulicy która mogła wyprowadzić ich w kierunku dzielnicy Melianu. Chloe jednak mogła usłyszeć szelest opadających gruzów, gdy spod stosu kamieni wydostał się charłak, rzucając w kierunku odsłoniętej dziewczyny. Szybko jednak rozbrzmiał strzał, który obalił już wycieńczoną bestię. Czujny wzrok czarnowłosej mógł spostrzec nieopodal przy zawalonej kawiarni postać w kapturze, z dobytym pistoletem, przypominającym rewolwer, lecz był mocno zmodyfikowany, potężniejszy. Nieznajomy nie zbliżył się, a zamiast tego wycofał, znikając za zarwanymu stelażami betonu…
-To jednak nas ktoś słuchał i grzecznie nie przeszkadzał…
Zauważył Matthias, ale nie wydawał się chcieć gonić za duchem, a raczej potraktować to jako ostrzeżenie i konieczność do prędkiego oddalenia.
Offline
Z lekka uniosła brwi, nie bardzo dowierzając w te słowa. Nie wyglądał nawet na bogatego, by mógł z własnej kieszeni spełnić taką obietnicę. A nie spodziewała się wiele po życiu, nie było warto.
Milczała przez moment, wysłuchawszy jego wyjaśnień. Chyba niczego innego się nie spodziewała, no, może tylko tego, że nie tylko ona jedna odpowie, gdyby w ogóle dane było jdj wiedzieć, że nie była jedyna.
— Nie interesują mnie przechwałki — odparła krótko i rzeczowo, nie mając ochoty wchodzić w zbędne szczegóły. Wszystko i tak okaże się w praktyce, jak zawsze.
Zaraz i przeszli do kwestii znacznie ważniejszej.
— Salvador — poprawiła mężczyznę, który bezskutecznie próbował przypomnieć sobie imię. Swoją drogą, "Salazar" chyba bardziej by pasowało do persony z taką historią.
Cała sprawa nie brzmiała ani trochę dobrze. Tajemnicze pochodzenie księcia stawiało wiele pytajników i nie ułatwiało domysłów. Ogólnokrajowa obława sprawiała, że Chloe czuła się obserwowana, a wmieszanie w sprawę akurat tego upadłego nie poprawiało absolutnie niczego. Ale stawiało też osobę Mathiasa w interesującym świetle.
— No dobrze, a kim ty w zasadzie jesteś? Oprócz samozwańczego zbawiciela Salem... — wymruczała, ruszając za nim, ale wtedy jej uwagę odwrócił szmer. Niedobrze. — A nie mówiłam? — przewróciła oczami, zerkając tylko pobieżnie za jakąś sylwetką, nim nie dogoniła Mathiasa. Niepokoiła go jego beztroska, ale miała nadzieję, że kryje się pod tym coś więcej, jakiś as w rękawie. Jakby nie spojrzeć, facet wyglądał na kogoś, kto mógłby mieć takich całkiem sporo i to z kilku talii. — Trzeba zebrać poszlaki za dzieciakiem, o ile jakieś już masz... — Ale zdecydowanie nie tutaj. Jak wcześniej stwierdziła, musieli zadbać o dyskrecję. Chloe wątpiła, by spotkali tu jakichś sprzymierzeńców, prędzej członków kultu. Co więcej, nie miała pewności nawet co do samego Mathiasa, ale z tym niewiele mogła na razie zrobić. Był jej jedynym punktem zaczepienia.
Offline
ROZDZIAŁ III: W SŁUŻBIE KRÓLOWEJ
Sallem - Dzielnica Melianu
MG = Matthias Sallem, Darius Farrell
Dziewczyna musiała obyć się bez jednoznacznej odpowiedzi na swoje pytanie dotyczące Matthiasa, bo ten szybko rozkojarzył się i zrzucił na nią bombę informacji oraz ciekawostek dotyczących okolicy, zupełnie jakby sam próbował kontrolować wszystko, nawet ich rozmowę, coby nie zbiegła na niewygodne tory. Z pewnością młody mężczyzna chciał pozostać na swój sposób bardziej enigmatyczny, ku swym nieznanym celom.
Chloe i Matthias opuścili w końcu zrujnowany pożogą plac, by skręcić w jedną z ulic wiodących do dzielnicy Melianu, która - wedle opisu jej towarzysza - stanowiła część mieszkalną dla nieco bogatszych obywateli, co było zauważalne po znacznie potężniejszych i misternie wykonanych kamienicach. Oczywiście, nim sadza i krew na ścianach odebrały im swój urok.
-...jak sama widzisz, żadnego żywego ducha. Ulice całkiem opustoszały. Ale przynajmniej oczyściliśmy pobliski obszar z tych paskudztw, więc powinno być spokojnie na jakiś czas.
Uśmiechnął się, nim nie stanął jak wryty, gdy ich drogę zagrodził dobrze znany kobiecie jegomość o kruczych włosach. Jego mundur był trochę zniszczony po ostatniej batalii, zaś na jednym policzku pojawiła się szrama pozostawiona po pazurze charłaka. Sam wyraz twarzy miał tak samo surowy jak wcześniej, a splecione ramiona na piersi dodały mu pretensjonalnej postawy.
-Widzę, że odnalazłaś swoją siostrę, “panno Morel”.- Rzucił zaczepnie, zaś Matthias zerknął na tę dwójkę. Coś go ominęło? Najwyraźniej. Ale żeby od razu zostawać czyjąś siostrą? -Albo to bardzo wygodny zbieg okoliczności. Arcyksiąże Sallem... we własnej osobie.
Dodał po chwili, tym razem zerkając w kierunku zabandażowanego chłopaka w potarganej czuprynie, który uśmiechał się głupkowato.
-Poznałeś po oku?
Spytał, wskazując palcem na czerwoną tęczówkę, jednak Farrell ciężko westchnął.
-Gwardia Królewska dokonała sprawnego zwiadu przed przybyciem. Opis tutejszego namiestnika był podstawą. Szczerze… sądziliśmy, że zginąłeś, Waszmość. Choć wasz wygląd zdaje się być bliski tego stanu.
-Ohh, bez takich mi tytułów, jesteśmy w sercu wojny, mów mi po prostu Matthias, albo Matt, albo…
-Niech będzie “Matthias”.- Odparł z miejsca, nawet jeśli chłopak nie odpowiedział mu na całą resztę, zaraz zwracając się bardziej do całej dwójki. -Mam wiele pytań… ale w takich okolicznościach jestem zmuszony zaprowadzić Was do siedziby Gwardii Królewskiej. Premier będzie chciał z pewnością porozmawiać z Arcyksięciem.- Zerknął na Chloe. -Może to nadłożyć drogi, gdziekolwiek ona prowadzi…
Napomknął Darius. Matthias zaśmiał się cicho i poklepał Chloe po ramieniu.
-Jej droga wiedzie tam gdzie moja, więc oczywiście, że prowadzi ona teraz do waszej siedziby.- Spojrzał na dziewczynę. -W sumie dobrze będzie zobaczyć to wszystko od środka. Może mają wskazówki.
Dodał ciszej, natomiast gwardzista uniósł brew. Co oni tam szeptają?
Offline
Prychnęła w duchu, kiedy tylko Matthias zszedł na co najmniej nieistotne tematy o byłych kawiarenkach, ciastkach i dziwacznych jegomościach z okolicy oraz ich perypetiach. Słowem, o rzeczach, którymi kiedyś z pewnością żyło Salem, w czasach, kiedy jeszcze w ogóle jakkolwiek żyło. Jedno było z tego pocieszenie, że stanowił potencjalnie najlepsze źródło wiedzy o tym mieście.
Jej wzrok spoczął na bogatych fasadach kamienic Melianu i nawet teraz widok ten robić wrażenie. Z budynków nie tylko było widać pieniądz, ale przede wszystkim styl i kunszt dawnych czasów. Z całą tą ponurą otoczką czuła się jak na gotyckim cmentarzu. Brakowało tylko upiornej katedry w tle, ale z pewnością jeszcze ją zobaczą.
— Jak szybko zjawiają się nowe? — spytała, choć domyślała się, że będzie to kwestia kilkunastu godzin, może paru dni.
Nie doczekała się jednak odpowiedzi, bo pojawiła się nowa sylwetka. Nowa i stara zarazem, a przez głowę dziewczyny przemknęło pytanie, czy to przypadkiem nie on obserwował ich na placu głównym.
— Pan Farrell... — wymruczała i była w tym mimo wszystko ledwie wyczuwalna ulga. Nie życzyła mu śmierci z łap tych maszkar. Zaraz i zerknęła na Matthiasa i na wojskowego z powrotem. — Długa krótka historia — odparła na uwagę o siostrze, nie zamierzając wdawać się w szczegóły, przynajmniej na razie.
A potem jej wzrok znowu wylądował na Matthiasie. Że niby kto to miał być? On? Chloe delikatnie zmrużyła oczy, na krótki moment, ale nie skomentowała tego jednak. Poniekąd rozumiała milczenie, ale i tak zamierzała mu to wytknąć przy najbliższej okazji. Skupiła się na słowach Gwardzisty.
Aż nie drgnęła delikatnie na poklepanie po ramieniu. Musiała przyznać, że Jego Wysokość bywał nie tylko dziwny, ale i irytujący ze swoim podejściem.
— Można to tak ująć... — westchnęła cicho i rzuciła okiem na Matthiasa, spojrzeniem sugerującym, że chyba raczy sobie kpić. Tak na krótki moment. — Dobrze więc, prowadź, panie Farrell — rzuciła spokojnie do wojskowego, poprawiając nieco zużyte rękawiczki na dłoniach, a potem otrzepując rękawy. Trochę się zapyliła przez tę farsę z bombami.
Offline
MG = Matthias Sallem, Darius Farrell, Camilia Pavetti, Dominic La Volppe
Pytanie Chloe pozostało bez odpowiedzi przez pojawienie się Dariusa, choć w rzeczywistości Matthias nawet nie miał na to odpowiedzi, kwestia charłaków nie mogła podlegać żadnej regule, często zwabiała ich krew, a nie sposób nawet policzyć wszystkich osobników w każdej dzielnicy, jakby wciąż przybywały nowe.
Farrell nie wydawał się wielce zaskoczony tym, że dziewczyna skrywała multum tajemnic przed nim, a mogła być kimś więcej, niż przedstawiła kilka godzin temu. Ale dostrzegł jej zaskoczenie na wieść kto jest jej towarzyszem. Nie wiedziała? Robiło się bardziej intrygująco. Arcyksiąże faktycznie nie doprecyzował swojej tożsamości, jakby uznał to za mało istotne w obecnej sytuacji. Z pewnością nie był bohaterem ludu, był raczej gospodarzem swojego zdewastowanego domu.
-Można tak to ująć… w porządku, za mną.
Ponaglił i skierował się w odpowiednim kierunku, zaś Matthias zaraz za nim, oczywiście w towarzystwie okultystki. Farrell znów nie wydawał się przesadnie rozmowny, z kolei Sallem wręcz przeciwnie nie lubił ciszy…
-Przyznam, że zawsze podziwiałem premiera.- Zagaił, zerkając zaraz na Chloe. -Constantin pochodzi z szanowanego rodu z regionu Rune. Prawdę powiedziawszy, ktoś taki mógłby umocnić pozycję arystokracji, a jednak zręcznie przemodelował Allanor, dopuszczając do głosu… powiedzmy… gorzej urodzonych.
Dopowiedział, co Darius skwitował prychnięciem, ale mało zauważalnym, jakby miał coś więcej do powiedzenia, niż było słuszne.
-Premier doszedł do władzy w najczarniejszych chwilach dla Allanoru, dla nas wszystkich, jako regent sprawdził się w obliczu… bezkrólewia. Reformy pomogły uporządkować prowincję po despocie Kanibalki. W dodatku, jest świetnym politykiem i żołnierzem…
-Wyczuwam podziw.- Zaśmiał się Matthias, zaś Darius skrzywił usta, ale nie odpowiedział. -Pamiętam, że Gwardia Królewska była niegdyś tylko Gwardią Pałacową. Ten… podniesiony poziom kompetencji sprzyja ujednoliceniu władzy w rękach ich dowódcy.
Dodał, a słychać w tym było zaczepkę. Farrell nie był jednak kimś kto dawał się podpuszczać.
-Robimy wszystko, by służyć Koronie. Arcyksiąże powinien to rozumieć.
-Rozumiem. Aż za dobrze.
Całe trio dotarło w końcu do białego pałacyku, którego frontalna część składał się z większego placu, niegdyś ogrodu i fontanny, a obecnie przekształconego w garnizony, miejsce do szkoleń i magazyny. Wszystko oczywiście było obstawione przez liczne jednostki odziane w błękitne mundury, podobne do tego jaki posiadał Darius, z przewieszoną bronią palną. Wydawali się mieć zaawansowane karabiny, które były wręcz niedostępne dla zwykłych śmiertelników. Ciężko było nie poczuć się jak na froncie wojennym.
-Farrell, kim są ci cywile?
Zapytała ciemnowłosa dziewczyna o błękitnych oczach i bladej karnacji, odziana w długi skórzany płaszcz, który przewieszony został przez skrywany mundur. Ta zaczepiła ich jeszcze przed wejściem na teren garnizonu, wyprzedzając innych strażników gotowych zapytać o to samo.
-Odnalazłem arcyksięcia…
Rzucił tylko, jakby zmęczony dzisiejszą nocą, choć ta wciąż była młoda. Kobieta uniosła brwi, patrząc na zabandażowanego chłopaka.
-Wasza wysokość…- Stanęła na baczność. -Rad jestem, że przeżyłeś. Jestem Camilia Pavetti, dowódczyni 2 Armii Błękitnej Gwardii.- Zerknęła na Chloe. -A pani…
-To “ona”. Ta okultystka.
Prędko dopowiedział Darius.
-Oh… też jestem rad. Każdy przetrwały cywil jest na wagę złota…
-Musimy iść do premiera…
Podjął Matthias, jakby chcąc skrócić te wszystkie etykiety powitań, co zostało nagrodzone przepuszczeniem ich dalej. Darius jednak oddalił się na moment, żeby uprzedzić Constantina o ich obecności, pozostawiając tę dwójkę na pastwę losu.
Po zagłębieniu się w “koszary”, a przynajmniej skład broni, który przygotowali sobie gwardziści w tym kompleksie, Chloe dosyć szybko spostrzegła mężczyznę, który podpierał jedną ze ścian. Był postawny, o wyrazistej szczęce, czarnych włosach ulizanych do tyłu i kilku opadających na bok kosmykach oraz charakterystycznym zaroście, przyciętej bródce i smukłych wąsach. Mimo to, na oko wydawał się lekko starszy od Dariusa. Chyba ich podsłuchiwał.
-Wasza Wysokość.- Podjął do Sallema z czystej kurtuazji, po czym zwrócił się już do Chloe. -A więc jesteś tą specjalistką od okultyzmu… wybacz mi zaskoczenie, po prostu cieszę się, że ktoś z zewnątrz się zainteresował i do tego ma w tym kierunku specjalizacje.- Uśmiechnął się delikatnie i przyłożył dłoń do piersi, łagodnie się kłaniając. -Dominic La Volppe, członek Gwardii Królewskiej. Bez większych tytułów.
Przedstawił się, na co Matthias założył ręce na piersi z cichym prychnięciem.
-Tamten mruk, a ten ma kulturę, razem mają wszystko.
Zażartował, zaś Dominic tylko zerknął na niego ciekawsko, kiedy dostrzegł jego czerwone oko. A więc to prawda, że oni wszystkie takie mają. Ale wrócił do dziewczyny.
-Cóż, w mieście jest prawdziwy chaos od wielu dni… jeśli jednak masz pytania, może pomogę.
Zaproponował z uśmiechem. Był dosyć pozytywnie nastawiony, choć dobrze miarkował słowa. Albo zwyczajnie brzmiał na spokojnego człowieka.
Offline
Farrell miał jedną wielką zaletę. Nie zadawał niepotrzebnych pytań. Przynajmniej na razie, być może miałby ich więcej, gdyby nie tak liczna widownia dookoła. Ale to tym lepiej, bo nie bardzo wiedziała, co miałaby mu powiedzieć, że nakłamała, bo jeszcze zamknąłby jej bramę przed nosem i zmusił do skakania przez mur? No chyba nie.
Zerknęła na swego towarzysza, kiedy zaczął mówić. Wiedziała, o czym opowiada, ale w jej oczach podziwu nie było.
— Pytanie, czy to dobrze — wymruczała w kwestii głosu ludu. Była pełna sceptycyzmu, choć popieranie w pełni monarchii i władzy absolutnej też jej nie leżało.
A potem panowie wdali się w krótką dyskusję o polityce. Obaj mieli trochę racji, więc nie przytaknęła żadnemu. Aż padło zdanie, które ją zaciekawiło. Czyżby Matthias miał złe doświadczenia z reformami? W zasadzie nie dziwne, w końcu był częścią wymierającego systemu. Chyba. Nikt nie mógł być pewien.
Szli jednak dalej, a jej wzrok wodził po kolejnych personach w mundurze, po ich uzbrojeniu, które robiło wrażenie i rodziło ciekawość, aż zatrzymała się na kobiecie w płaszczu. Brzmiała na osobę bardzo poważającą swoją pracę, w porównaniu do Farrella wydawała się materiałem na ulubieńca dowódcy. Ale słowa Dariusa nieco ją zaskoczyły, zerknęła na niego w milczeniu, ostatecznie tylko przytakując swojej tożsamości.
Zostali na chwilę sami, na bardzo krótką chwilę, bo wkrótce jeden z okolicznych gapiów uznał, że musi z nimi porozmawiać. Chloe aż westchnęła w duchu, nie oczekując po nim niczego specjalnego. Jego wygląd też nie zapowiadał się obiecująco, jak rasowy podrywacz.
— Brzmi pan, jakby niewielu z was ją miało — odparła a propos specjalizacji. Zerknęła na Matthiasa. — Albo nic — dopowiedziała na jego komentarz i zaraz wróciła uwagą do Dominica. — Chloe Chatillon. — Umilkła na moment. — Mam pełno pytań, chociaż nie wiem, czy dasz radę na nie odpowiedzieć. Na przykład... jak wygląda sytuacja? Jakie dziwactwa zauważyliście na mieście? Gdzie jest najwięcej charłaków? Jak się przed nimi bronicie? Gdzie schronili się mieszkańcy... — To ostatnie wbrew pozorom nie było dyktowane dobrem mieszczan, może pokątnie, ale to było wskazanie kolejnego punktu strategicznego. Zerknęła zaraz na Matthiasa.
Offline
Strony: Poprzednia 1 2 3 Następna