Sesje RPG

Nie jesteś zalogowany na forum.

#1 2020-06-22 12:03:24

Arcymistrz Gry
Administrator
Dołączył: 2018-10-26
Liczba postów: 578
AndroidChrome 83.0.4103.106

"Za górami, za lasami, wita nas: ₩₹₪¤¬!" (Part V)

MG = Bartholomeow Black, Gambit Xart, Halt Desiner, Rafael


Tak oto, w końcu, na horyzoncie ukazało się potężne miasto, które… unosiło się w powietrzu. Tak, nie było one szczepione z podłożem, zwyczajnie nad nim latało. Było to niebywałe.
-Jak…?
-Magia, chłopcze, magia.

Zarechotał Gambit, który ruszył przodem, z Desinerem za plecami, a kolejno Bartholomeow, nie mogąc się napatrzeć. Pomijając fakt lewitacji, nawet stąd było widać inną architekturę miejską. Jak zamek z bajki, z białego kamienia. Po prostu zamknął jadaczkę i kontynuował drogę.
W końcu podjechali pod unoszące się miasto, przez co Łowca miał dziwny lęk, jakby to wszystko miało na niego zaraz spaść.
-Wjedź na platformę.
Poinstruował Czarodziej, wskazujący krąg emanujący magią. Złotowłosy spojrzał nieufnie.
-Poprzednio jak wszedłem na jakiś podest to źle się to skończyło…
Mruknął pod nosem, ale i tym razem to zrobił, choć teraz na grzbiecie konia. Nim się obejrzał, dziwna esencja zaczęła unosić go w górę, rumak zachowywał się naturalnie, lecz chłopak ewidentnie się wystraszył, czując jak oddala się od ziemi, zamknął oczy i nie otworzył ich, póki nie poczuł stałego gruntu pod kopytami swojego wierzchowca. Był na jakimś placu głównym, obok wielkiej przepaści. Zaraz dostrzegł Xarta i Halta jak wylatują z niej, łagodnie osadzeni obok niego na bruku.
-Jak było…?
-Mam dość braku kontroli nad swoją lokalizacją…

Wydusił z siebie, na co Gambit wybuchł śmiechem, a Najmita w kapturze prychnął z zażenowania postawą ich allanorskiego towarzysza.
Bądź, co bądź, ruszyli dalej, główną drogą kierując się tylko w górę i górę. Łowca podziwiał codzienne czynności ludzi, architekture i magię wyczuwalną na każdym kroku. Bramy otwierały się za jej pomocą, młodzi ludzie z księgami do inkantacji rzucali iskierkami, oświetlenie ulic pochodziło z kul energii unoszących się nad ich głowami, drzwi zamykane pieczęciami runicznymi, tu po prostu nie było żadnej technologii, wszystko było po prostu zaawansowaną magią. Jednak od takiej dawki mistycznej aury wokół szło dostać bólu głowy i lekkim duszności osobie nieprzyzwyczajonej.
W milczeniu podjechali pod jakiś pałacyk, który wielkością nie umywał się nawet do tego w Stolicy Allanoru. Nawet nie było żadnych gwardzistów, można było wejść jak do siebie. Dziwne. Zeszli z rumaków i udali się do środka…
Na miejscu były wielkie hale wyłożone marmurem i błyszczącym podłożem, na suficie pełno malowideł. Jednak wstąpienie do głównej sali wybiło Blacka z tej obserwacji.
-Rafaelu, przybyłem, w towarzystwie mojego najmity i sir Bartholomeowa Blacka, który ma problem, bardzo istotny.
Zapowiedział ich Gambit, lecz Łowca wysunął się do przodu, dochodząc do środka wielkiego pustego pomieszczenia. Nie mógł oderwać wzroku od istoty siedzącej na małym stołku na głównym planie tego przedstawienia. Wyglądał jak człowiek o długich brązowych włosach, dobrej budowie sylwetki, z przewieszoną tuniką, lecz… to białe potężne skrzydła wyrastające z jego pleców wzbudziły w nim takie mieszane emocje. Taką istotę widział tylko raz, Azazela, lecz jego pióra były hebanowe. Czyżby miał przed sobą… Anioła…? Wymarły gatunek?
-Dziwne. Wydzielasz zapach, który piętnuje moją splugawioną rasę, choć ewidentnie jesteś śmiertelnikiem. Kim więc jesteś…?
Zapytał Rafael, choć jego głos pozostał zimny, spokojny, jakby wydarto z niego życie. Cóż, z pewnością był to Anioł. Joseph mówił mu, że były to istoty pozbawione uczuć, zaś Azazel nadmienił, że nieliczni przedstawiciele gatunku przetrwali Wojnę Niebios. Jeden najwidoczniej znalazł sobie azyl na tych ziemiach, mianując się władcą ludzi.
-Należę do Zakonu Łowców Demonów. Zwalczam wpływy gatunku o którym mówisz. Z tego powodu spaczyłem swoją duszę, aby być odpornym na…
Wtem poczuł niewidzialne pchnięcie powietrza i świst w uszach, cały obraz drgnął. Rafael machnął ręką w jego stronę, po chwili opuszczając ją w dół.
-Jesteś odporny na Hipnozę. Nie mogę też czytać Twych myśli. Jesteś imitacją mojej rasy, choć tak blisko Ci do Upadłych Aniołów.
Skomentował z pustym wzrokiem. Black wręcz poczuł się urażony, że ten dupek próbował włamać mu się do głowy.
-Słuchasz mnie, Rafaelu?! Walczę z Upadłymi i ich tworami! Nie próbuj używać na mnie swoich sztuczek!
Wykrzyczał, stawiając kroki w przód. Wtedy Anioł spojrzał na Gambita, kolejno na Halta. Dopiero wtedy wrócił wzrokiem do Łowcy.
-Ich wspomnienia wszystko mi o Tobie powiedziały, lecz nie mogą mieć pewności co do Twoich intencji. Allanor który pragniesz ujrzeć jest wrogą ziemią, zaś ta kraina jest wolna od takich jak Ty.
Znowu machnął ręką i po chwili Black został porażony piorunem. Padł na kolana, patrząc skąd się on wziął. To Gambit go zaatakował, choć wzrok miał nieobecny.
-A więc to prawda, co o Was mówią… niewolicie umysły ludzi i to po dziś dzień…
Warknął Łowca, lecz Rafael tylko na niego spojrzał, nim Blacka uderzyła bariera wiatru, którą wyczarował Gambit, rzucając Bartholomeowem na drugą stronę sali, gdzie przywalił w jeden z filarów, tracąc przytomność...

Offline

Użytkowników czytających ten temat: 0, gości: 1
[Bot] ClaudeBot

Stopka

Forum oparte na FluxBB

Darmowe Forum
solonypbf - grzybowakarczma - tekstynipred - naszword - stayalife