Nie jesteś zalogowany na forum.
MG = Bartholomeow Black, Gascon i...
Szli powoli przez kanały, znajdujące się pod miastem. Prawda była taka, że to istne katakumby, które mogły rozciągać się dalej, niż sam Allanor. Bartholomeow cieszył się, że nie szedł tędy samemu, bo dawno zgubiły się w tym labiryncie i zmarł z głodu, jak wielu innych nieszczęśników, których szkielety mijali. Gascon znał drogę, prowadził go jego węch. Choć raczej Lorda czuć było nawet i sto mil stąd, dla wampira to nic takiego...
-Pomyśleć, że cały czas siedzi pod miastem...
Przemówił Black, którego głos rozchodził się korytarzami, zaś Krwiopijca zaśmiał się cicho, ciesząc się, że ma z kimś porozmawiać i rozrusza kości. Annabell była idealną towarzyszką rozmów, jednak nie podróży. Zaś z Łowcą można było wędrować nawet w kanalizacji.
-Nie znam bezpieczniejszego miejsca. Wyobrażasz sobie tych wszystkich ludzi, którzy ruszyliby tu, aby go zgładzić...? Wszyscy pomarliby jeszcze nim zobaczyliby go na oczy.
Wytłumaczył spokojnie, a Bartholomeow wpadł w lekką zadumę, jakby coś analizował, nie zwalniając przy tym kroku.
-Jeśli ja byłbym nieśmiertelnym wampirem to obrałbym sobie jakiś opuszczony dwór lub ruiny zamku, a nie śmierdzące katakumby. No ale ma stąd bliżej do ludzi, których atakuje...
Skomentował swoje przemyślenia, co natchnęło Gascona, aby też coś rozważyć.
-To nie do końca tak. Casimir jest Lordem już od dwustu lat. Nigdy nie zabijał niewinnych, jeśli oni go nie prowokowali. Ataki zaczęły się jakieś dwa lata temu. Jakby coś się stało...
-To wyjaśnia czemu nie wiedziałem o jego istnieniu. Byłem przez ten czas w Evermoon.- Odparł od razu złotowłosy, po czym z zaciekawieniem spojrzał na towarzysza. -Hmm a wiec masz dwieście lat? Pozwolisz, że spytam jak to się stało...?
Dodał, a Wampir spojrzał na sufit kanału, jakby spojrzenie mogło je przebić i sięgnąć gwiazd.
-Byłbym urażony, gdybyś się nie zainteresował moją osobą, Barth. To odległe wspomnienia, lecz niezapomniane. Za czasów mojego śmiertelnego żywota pełniłem już funkcję lekarza. Nie pochodziłem z bogatej rodziny, lecz ukończyłem Uniwersytet Medyczny z wyróżnieniem. Pamiętam tą mroczną noc, gdy odwiedzałem staruszkę, która nie mogła już sama przychodzić na wizyty. Wracałem wtedy z dzielnicy rynsztoku, dosyć niepewną uliczką. Nie bałem się, bo lekarz wtedy był na wagę złota, a przyjmowałem i bogatych i biednych. Jednak na swojej drodze zobaczyłem mężczyznę, który się zataczał. Wpierw pomyślałem, że nietrzeźwy. Wpadł na mnie i mówił rzeczy niezrozumiałe, pogrążony w szaleństwie. Chciałem mu pomóc, jednak ten nagle... zatopił kły w mojej szyi. To był właśnie Casimir, ledwo po przemianie. Nie zabił mnie, przerwał ten proces. Nie wiem dlaczego. Może jeszcze wtedy miał ludzki odruch, hamujący jego pragnienie mordu. Umarłem mimo to, lecz tymczasowo. Przebudziłem się następnej nocy w trumnie, oraz sam wykopałem z płytkiego grobu. Wpierw mnie to przerażało, potem dało zuchwałe poczucie wyższości... a potem pomogło zrozumieć cenę nieśmiertelności, gdy wszystkich których znałem zabierała śmierć. Nabrałem ogłady, żyjąc wśród ludzi na nowo.
Opowiedział historię swojej przemiany, która mimo lekkiej nostalgii i melancholii, była bardzo ciekawa. Ciekawość Blacka jednak nigdy nie znała granic.
-Rozumiem. Wspominałeś też, że raz posmakowałeś krwi. Co się stało, że Ci obrzydła?
Dopytał, a wzrok Gascona pokierował się na niego, choć uśmiech nie schodził z twarzy, pomimo czarnych wspomnień które kłębiły się pod czarną czupryną.
-Na początku mojego młodego żywota wampira, miałem jeszcze siostrę, Aris. Podobna w wieku jak obecnie Lisa Lethis, którą zapewne poznałeś. Niestety biedne dziecko zachorowało na gruźlicę, z którą wtedy nawet ja nie umiałem walczyć. Moja wytrzymałość pozwalała mi pracować nad wyleczeniem jej, za dnia, jak i w nocy. Mimo to, nic nie wskórałem. Naszła mnie szalona myśl, której żałuję do teraz. Nie wiedziałem jak działa do końca wampiryzm. Chciałem dać jej drugie życie, aby była jak ja. Ugryzłem ją pewnej nocy, gdy gorączkowała tak bardzo, że przypuszczalnie byłaby to jej ostatnia chwila życia. Przemieniła się, owszem. Wyleczyłem tym jej gruźlicę, owszem. Jednak dopiero wtedy zrozumiałem, że uczyniłem ją potworem. Przekształciłem ją w Wampira Niższego. Na własnych oczach widziałem jak jej własne wyrastające zęby rozrywają jej twarz, zaś kości deformują się z potwornym bólem. Wpadła w szał głodu. Zaczęła zabijać każdego kogo napotkała i zjadała ich ciała. Starałem się ją powstrzymać, jednak utraciła samoświadomość. Zmuszony byłem ją samemu zabić. A mogłem jej po prostu pozwolić w spokoju odejść we śnie... Obiecałem sobie, że nigdy więcej nikogo nie ugryzę.
Zwierzył się z przerażającej i traumatycznej przeszłości, co ruszyło serce Blacka, czującego wstyd, że o to zapytał. Mimo to nie należał do osób przepraszających o takie rzeczy. Wolał po prostu już przebrnąć przez temat, który podjął.
-Brzmisz, jakbyś siebie nienawidził...
Skomentował, a Gascon spojrzał na wyjście z tunelu.
-Nienawiść to gorący płomień, który nie daje ciepła. Dekady minęły, lecz wybaczyłem sobie. Odpokutowanie win po przez pomoc potrzebującym uważam za lepsze rozwiązanie od samodestrukcji.
Odpowiedział mu jeszcze i znaleźli się w wielkim rozwidleniu, skąd prowadziły rury kanalizacyjne. Wbrew wyobrażeniu, nie było tu ścieków, gdyż te dawno już nie funkcjonowały. Zamiast tego stos kości, wszelakiego formatu i pochodzenia. Przemieszczali się ostrożnie, lecz bardzo szybko zmysły Gascona dały o sobie znać.
-Barth...
Szepnął, a wtem za nimi objawiła się postać bladego mężczyzny o włosach długich, spiętych do tyłu. Wyraz twarzy miał surowy, zaś krwiopijczy towarzysz Łowcy, dobrze go kojarzył...
-Gasconie, czemu przyprowadziłeś to bydło do mojego leża...? Zdrada, czy dar...?
Skierował pytanie do Lekarza, ale ten milczał. Wtedy Bartholomeow, pomimo stresu, który automatycznie rozświetlił symbol łowcy pod rękawiczką, wyszedł mu na przeciw.
-Casimirze La'Vaqua, odpowiadasz za śmierć niewinnych na ulicach Allanora?!
Spytał gniewnie, chcąc zachować swój pazur, zaś niewzruszony niczym Wampir Wyższy spojrzał na niego jak na jakąś gnidę, którą mógł błyskawicznie ukąsić i nie czuć żalu. Chciał jednak zagrać w tym spektaklu, przed finałowym końcem aktu.
-A kto nie odpowiada, Łowco?- Odpowiedział pytaniem na pytanie, wyczuwając rozpalony znak rozmówcy. -Lecz kto daje Ci prawo, aby mnie o to pytać, bezmyślna i słaba istoto...? Szukasz wendetty...? Uwierz mi, moja przeważa Twoją, tak samo jak znaczenie w tym świecie. Jesteś ledwie karaluchem, którego mogę zgnieść butem...
Wtem Bartholomeow z błyskawiczną prędkością łowcy, wyjął spod płaszcza dubeltówkę Rickardsa, którą strzelił w twarz Lorda, rozrywając ją na kawałki, aż do szczęki. Ciało Wampira Wyższego jednak wciąż stało, a nim lufa zdążyła przestać dymić, jego głowa odtworzyła swój kształt, dzięki niesamowitej regeneracji. Następnie Casimi wyrwał mu broń palną i zgniótł ją w pół, jak plastik. Black niestrudzony wyjął swoją rozkładaną kosę i robiąc zwinny odskok w bok, wykonał cięcie, zatapiając w Lordzie tasak, od barku, po serce. Ten gwałtownie uderzył Łowcę, który odleciał lądując na jakiś szczątkach, samemu zaś odrywając od siebie broń i rozrywając ją na pół, jak jakąś kartkę. Nim jeszcze zszokowany Barth zdążył wstać, La'Vaqua rozerwał swoje własne ciało, mutując się w siwego humanoidalnego nietoperza o potężnej budowie, rozpiętych skrzydłach i przerażającym pysku. Następnie odbiciem skrzydeł od powietrza, szybko znalazł się przy Łowcy, którego chwycił za gardło i cisnął nim w ścianę. Ten rozbił się dotkliwie, jednak przeżył, ciężko dysząc. Bolał go każdy fragment ciała, a przerażające monstrum wydawało się nie do pokonania. Nietoperzysko już zmierzało w jego kierunku, aby dokończyć robotę, lecz wtedy na jego drodze stanął Gascon, rozkładając ręce na znak "ochrony" pokonanego.
-Casimirze! Oszczędź go! Błagam! To moja wina! Ja go tu sprowadziłem, lecz nie chcę by umarł! Ja poniosę konsekwencje, on niech żyje!
Krzyczał w stronę Lorda, który obserwował go drobnymi paczydłami, po czym podszedł do swojego pierworodnego "potomka" i przejechał długimi pazurami po jego piersi, rozcinając ją dotkliwie. Gascon padł na ziemię, czując przerażający ból, a La'Vaqua powrócił do swojej ludzkiej postaci...
-Jesteś naznaczony, zdrajco. Cieszcie się chwilowym życiem, lecz Ciebie tropić będą Twoi bracia, aż zostaniesz rozerwany na kawałki.
Przemówił i odszedł od nich powoli, po czym wykonał machnięcie ręki, a chmara nietoperzy wydobyła się z jednej opuszczonej rury. Ich ilość była tak olbrzymia, że gdy te objęły Bartha i Gascona, zostali przez nie wyniesieni z katakumb, aż po sam odpływ za miastem i rzuceni w jakieś bagno...
Bartholomeow wyczołgał się na brzeg, gdzie już znajdował się Wampir Średni. Jego klatka piersiowa się regenerowała, jednak nie mogła do końca wygoić. Było to winą "naznaczenia"...
-O... o czym on mówił...? Jak to będą Cię ścigać?
Spytał Łowca, padając obolały na ziemię, a Lekarz usiadł obok niego, patrząc na swoją pierś.
-Jestem zdrajcą naszego gatunku, więc inne wampiry mojego pokroju na rozkazach Casimira będą na mnie polować. I tak dobrze, że nie zabił nas na miejscu...
-Gascon... ja... przepraszam... nie chciałem Cię w to wciągnąć... to moja wina, miałeś rację, jest za silny nawet dla Łowcy...
Wypowiedział z pauzami, aby złapać oddech, urywany bólem. Sam Wampir westchnął, zasłaniajac rany po pazurach strzępkami koszuli.
-To ja stwierdziłem, że za Tobą pójdę, nie wiń się. To mi przykro, że nie udało Ci się osiągnąć celu i pomóc w ten sposób przyjacielowi...
Odpowiedział jak zwykle nie winiąc nikogo za wszystko co złe, zaś Black powoli zatracał przytomność...
Offline