Nie jesteś zalogowany na forum.
MG = Bartholomeow Black, Annabell Lethis, Lisa Lethis
Prawda była taka, że to nie altruizm popychał Ostatniego Łowcę w stronę sprawy wampira, a raczej interes, jak to określiła jego młoda towarzyszka. Celem głównym pozostawał Joseph, lecz nie miał szans na wejście do pałacu, gdzie najpewniej siedział ten znany mu dobrze Wynalazca, bez możliwości opuszczenia go. Dlatego szybko połączył wątki. Skoro Casimir jest takim utrapieniem miasta, to może wywalczy sobie nagrodę u władzy za ubicie go...? Szalona myśl, lecz warto próbować.
Black lekko zaskoczył się, gdy opuścili ten rynsztok, kierując się w stronę lepszych części miasta. Miał wrażenie, że jej siostra to też tak pod mostem, albo w ciemnym zaułku...
-Gdzie mnie prowadzisz...?
Spytał, a ta nagle się zatrzymała na przystanku i na niego spojrzała.
-Do siostry, jak chciałeś.
-Ale kim jest Twoja siostra...?
Spytał, jednak ta już nic nie powiedziała, bo nagle za nią wylądował pojazd powietrzny, pełniący usługi tramwajowe, choć na aerodynamicznych silnikach odrzutowych. Nowinka techniczna, od której Bartholomeow zdążył się odzwyczaić, przez konserwatywne Evermoon. Już bez słowa weszli do środka pojazdu, który znów wzbił się w niebo. Nie można było za bardzo rozmawiać w środku przez zbytni hałas silników, ale za to można było podziwiać widoki. Oglądanie nieskończonej metropolii z takiej wysokości musiało być magiczne...
Po kilku minutach dolecieli do przystanku docelowego, który znajdował się w dzielnicy dla bogatych. Tramwaj odrzutowy wylądował, a oni wysiedli z niego, choć lekko wypchnięci przez innych buraków, którzy nie mogli sobie kupić samochodów powietrznych, a zamiast tego muszą korzystać z komunikacji miejskiej. Barth tego szczerze nienawidził.
-Przystanek "Aleja Solidarności". Nie wiem czemu się to tak nazywa, ale wiedz jedno. To główny przystanek do którego jeżdżą wszystkie zautomatyzowane pojazdy miejskie! Najważniejszy, przyda się...
-Hm, chyba kiedyś nazywał się "Plac Teatralny". Długo mnie nie było. Ale mnie bardziej ciekawi dlaczego Twoja siostra jest w tej części miasta, a Ty włóczysz się po rynsztoku?
Zapytał, a ta się lekko zmieszała, jakby wstydząc się prawdy. W końcu wzięła głęboki wdech i odeszła kilka kroków, kierując wzrok na jeden z budynków o okazałych rozmiarach. Była to stara kamienica.
-Nie urodziłam się biedna. Jestem szlacheckiego pochodzenia. Lethisowie byli z arystokracji. Znaczy dalej są... ale zostałam tylko ja i Annabell, bez zbytnich środków na życie. Ona tworzy pozory dawnego życia, ja zaś kradnę, aby było za co jeść. Ale to nie tak, że ona jest zła! Musi utrzymać fasadę dla tych dupków powyżej, bo otrzymujemy datki od filantropów, którzy wspierali naszego ojca artystę. Mecenasi sztuki, pff. Jakby się rozeszło, że tata nie żyje i nie maluje, a my nie mamy nic, poza tymi dofinansowaniami za który utrzymujemy dom, to wszyscy by się odwrócili. To nie potrwa wiecznie. Ale póki co mamy taki układ z Annabell...
Objaśniła dosyć skomplikowaną sytuację rodzinną, potwierdzając wcześniejsze słowa złotowłosego, że Lisa nie wyglądała na zwykłą złodziejkę. Black jednak dobrze wiedział, czym są problemy w rodzinie, nawet jeśli niepowiązane z pieniędzmi. Dlatego uśmiechnął się i poklepał ją po głowie.
-Chętnie ją poznam, musi być zaradna jak Ty.
Skomplementował, poprawiając jej nastrój, gdyż wywołał u niej uśmiech. Następnie ta zaprowadziła go do starej kamienicy i na chama wparowała do środka. Jedynie Black kulturalnie zamknął za nimi drzwi. Kiedy udał się dalej korytarzem, już usłyszał rozmowę...
-Lisa! Zgłupiałaś?! Wracać tak późno?! Rynsztok jest niebezpieczny, mam dość tego, że się tam zapuszczasz!
Krzyczała jakaś kobieta, przypuszczalnie wspomniana siostra.
-No Bellaaaa, przestań! Nie przy gościu...
-Jakim gościu?!
Wtem do salonu wszedł długowłosy Łowca, rozglądając się wokół, lecz bardzo szybko uwagę jego zwróciła młoda kobieta, o porcelanowym typie urody, oczach zielonych jak trawa, z dopasowaną do nich suknią i włosach równie płomienno rudych jak u Lisy. Annabell wyglądała jak lalka, którą łatwo można było zbić, wiec chciało się zachować ostrożność, ale Black zawsze lubił takie, dlatego od razu włączył mu się instynkt casanovy...
-Jestem Bartholomeow Black, miło mi poznać tak piękną damę...
Uśmiechnął się szarmancko, chwycił jej dłoń i z ukłonem ucałował po zewnętrznej powierzchni. Czternastolatka przekręciła oczami z zażenowania, zaś ta starsza lekko osłupiała.
-Jestem Annabell Lethis... zaraz, Mości Pan powiedział... Black...? Ten ród Blacków?!
Spytała z zaskoczeniem, jednak gdy Barth się wyprostował, utracił ten uśmiech, jakby szukając zrozumienia tej reakcji. W końcu przypomniał sobie, że wszyscy z wyższych sfer pewnie ich kojarzą.
-Tak, choć nie wiem czy taki ród. Jestem ostatnim przedstawicielem.
Odpowiedział, trochę od niechcenia, nie lubiąc tego tematu, zaś Bella szybko to dostrzegła i przepraszająco spuściła głowę w dół.
-Proszę mi wybaczyć, to musi być ciężki temat. Dlatego porzućmy go. Czyżby moja siostra znów się komuś naprzykrzała? Proszę o wybaczenie za nią, staram się ją utemperować...
Zaczęła niespodziewanie tłumaczyć zachowanie Lisy, która poczuła się lekko urażona takimi zarzutami. Bartholomeow miał wrażenie, że starsza Lethis zachowywała się jak matka, zapewne przejmując jej wszystkie obowiązki, w tym opiekę nad młodszą...
-Znaczy... ukradła mi portfel, lecz oddała...- Zaczął, a ta rzuciła okrutne spojrzenie zielonych oczu na młodszą, która uśmiechnęła się niewinnie. -...ale ja nie w tej sprawie. Lisa powiedziała, że zajmuje się panienka sprawą Casimira La’Vaqua. Chciałbym na niego zapolować, a potrzebuję o nim informacji. Czy mogę liczyć na współpracę...?
Zapytał, jednak ta nie odpowiedziała tak szybko, zamiast tego odwróciła się i podeszła do kominka, nad którym wisiał ich portret rodzinny. Całą ruda rodzina. Widok ten budził chyba w niej jakiś żal.
-Casimir zamordował naszych rodziców w szale głodu. Mój ojciec poza malowaniem, zajmował się też rusznikarstwem. Lecz żadna broń go przed tym nie uratowała. Myślisz, że Ty mu podołasz? Niby dlaczego?
Spytała, szukając w nim zuchwałości. Wyglądał w końcu jak typowy szlachcic, a nie zabójca wampirów. Ten jednak się uśmiechnął i zdjął rękawiczkę z lewej dłoni, aktywując okrąg na powierzchni skóry. Na widok aktywnego symbolu obie Lethis zrobiły wielkie oczy.
-Jestem Łowcą Demonów, zaś wampiryzm jest odnogą tego, czym się zajmuję.
Odpowiedział, dosyć pewny siebie, lecz ta lekko zmrużyła oczy, wciąż nie przekonana.
-Myślałam, że wszyscy Łowcy zginęli w Evermoon, lata temu. Skoro żyjesz, albo byłeś jakimś rekrutem, albo tchórzem który uciekł, a teraz chwalisz się byciem wyjątkowym. Zresztą nawet nie rozumiem czemu tak Cię to interesuje, mają Ci za niego zapłacić? Chyba masz pieniądze.
Zarzuciła mu oszczerstwa, jednak ten ani trochę nie czuł się urażony. Nie była pierwszą powątpiewającą w jego profesję. Zakon Łowców stał się już archaizmem, przeszłością.
-Żyję, bo miałem szczęście. Poza mną przeżyło jeszcze kilku innych. Jednak ostatecznie zostałem tylko ja. Zaś powód moich intencji jest ukierunkowany prywatnymi motywami. Każdy ma takie, powinnaś to wiedzieć.
Na spokojnie wytłumaczył, chowając dłoń w rękawiczkę, zaś Lisa cały czas milczała, wiedząc kiedy należy pozostać obserwatorem. Annabell na chwilę się zastanowiła, aż westchnęła.
-Udowodnij więc. Co wiesz o wampiryzmie?
Spytała, poddając go testowi. Długo nie czekała z odpowiedzią.
-Są trzy formy wampirów. Najpotężniejsze z nich to Wampiry Wyższe, inaczej zwane Lordami. Wampir Wyższy zyskał swoje moce dzięki oddaniu duszy Demonowi. Ma czystą krew. Poza tym, że są najsilniejsze i pełnią władzę nad innymi, potrafią wynaturzyć swój kształt w coś, co nazwalibyśmy humanoidalnymi nietoperzami, ale zarazem jest ich naprawdę bardzo mało. Wedle statystyk Zakonu Łowców, na każdą prowincję przypada jeden Lord. Jest czymś w rodzaju Króla Krwiopijców. Drugą grupą są Wampiry Średnie, tworzone po ugryzieniu i odsączeniu umiarkowanej dawki krwi, przez ich panów, Lordów. Jest ich wielu, choć udają śmiertelników, by wtopić się w tłum. Są słabsze, lecz wciąż zabójcze, jednak na szczęście nie potrafią zmieniać kształtów, zachowując naturalną ludzką formę. No i jest trzecia grupa, dosyć przykra, moim zdaniem, Wampiry Niższe, powstające w wyniku ugryzienia przez Wampira Średniego. Są najsłabsze, bo ich wampirza krew jest już mocno rozrzedzona, a ich forma wizualna staje się niezwykle zezwierzęcona, paskudna. Przez wyzbycie rozumności oraz namiastki człowieczeństwa, zamieszkują odludzia i pustkowia, zaś ich ilości nie można dokładnie oszacować. Każdą grupę razi słońce, lecz w deszczowym Allanorze to nie problem. Insygnia religijne są mitem. Zabić je można po prostu bronią, choć są wytrzymalsi od ludzi. Niestety żaden Łowca nie zdołał nigdy zabić Wampira Wyższego…
Wyjaśnił, opierając się na wiedzy, którą mu przekazali mentorzy, oraz na doświadczeniu, gdyż kiedyś nieraz przyszło mu walczyć z niższymi formami wampiryzmu. Annabell uwierzyła w profesjonalizm Blacka, jednak wciąż miała pytania.
-Do jakiej grupy przypisałbyś Casimira…?
Spytała, a ten oparł się o ścianę, z założonymi rękoma na piersi.
-Obcuje w mieście, oraz wydaje się być inteligentny i rozumny, gdyż nie krzywdzi dzieci, jakby się nad nimi litował. Więc na pewno nie jest Wampirem Niższym. Lecz na tym kończy się selekcja dedukcyjna. Wszystko zależy od tego, czy kogokolwiek przemienił. Jeśli stworzył rozumnego krwiopijcę o ludzkiej twarzy, to jest Lordem, czego nam szczerze nie życzę. Jeśli jednak potrafi tylko wyłącznie zmienić człowieka w obrzydliwe wynaturzenie, to jest Średnim. Lecz żadna ofiara nie przeżyła, przez co nie mamy porównania. Z tego co opowiedziała mi Lisa, On nie miarkuje swojego picia… jakby upijał się tą krwią.
Zakończył swój wywód, już w pełni potwierdzając prawdziwość swojej tożsamości. Annabell zaczęła krążyć po pomieszczeniu, zastanawiając się jak mu pomóc. W końcu doszła do wniosku, że jest tylko jeden sposób, dlatego chwyciła kawałek papieru, długopis automatyczny i zapisała na nim adres, który następnie mu przekazała.
-Mieszka tam mój stary przyjaciel, Gascon. Myślę, że uzyskasz od niego prawdziwe informacje, które będą pomocne. Ja nie oddam tej sprawie takiej powagi i dokładności, jak on. Ma szerszy zakres wiedzy. Tylko uważaj.
Poinstruowała, a ten schował kartkę i kiwnął głową w podzięce.
-W takim razie do ponownego spotkania, Moje Panie.
Pożegnał panienki Lethis i skierował się do wyjścia. Jeszcze Lisa podbiegła do korytarza i krzyknęła za nim:
-Na "Alei Solidarności" dolecisz wszędzie, w każdy zakątek miasta!
Offline